poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Carpe diem

"Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..." [Horacy]

 




 Przyszły lekarz weterynarii. Miejmy nadzieję, że uda się jej uzdrowić berniego...




Piesek podczas naświetlania lampą Biotron.



Na poprawę apetytu lekarz przepisał mu tabletki. 
 

W dalszym ciągu trzeba go zmuszać do jedzenia. Mięso- dawny przysmak całkowicie wyeliminował ze swojej diety. Jedynie serowe bułeczki (przepis tutaj) udaje nam się w niego "wcisnąć". Kaszel wciąż mu dokucza. Węzły nadal powiększone. Jutro wyniki badań. 


Czekając na wyniki biopsji modlimy się o cud...

środa, 18 kwietnia 2018

Rak?- to nie może być prawda!!!


Gdy człowiek jest zdrowy, ma  siły do pracy, plany do działania i marzenia do zrealizowania towarzyszy mu pośpiech. Wciąż narzeka na brak czasu. Tak już jest, że zawsze do czegoś dążymy, zawsze podążamy za wyznaczonym celem i niestety, (bynajmniej w moim przypadku tak było) im więcej mamy, tym więcej chcielibyśmy mieć.
Nadszedł w moim życiu czas na przewartościowanie wartości.
Powodem tego stał się mój pies, a dokładnie jego choroba. Jak widać, nie tylko ludzkie tragedie mogą skłaniać do refleksji nad własnym życiem.
Przed świętami Wielkanocnymi mój pies miał wyznaczony termin szczepień. Jednak kilka dni wcześniej berneńczyk zaczął kaszleć. Przyjechał weterynarz- stwierdził, że "złapał zimne powietrze"  i nie przeszkadza to w przyjęciu szczepionek. Przepisał tabletki i zapewnił, że po kilku dniach kaszel ustąpi.
Święta spędziliśmy w Polsce. Po przyjeździe, osoba, która opiekowała się naszym czworonogiem powiedziała, że pies był smutny i mało jadł. Myśleliśmy, że to dlatego, że tęsknił za nami. Bywało wcześniej, że obrażał się na nas, gdy nie zabieraliśmy go ze sobą.


Po kilku dniach apetyt wrócił, jednak kaszel wciąż go męczył, szczególnie po jedzeniu i gwałtownym wstaniu z pozycji leżącej (np. na widok innych psów). Ponownie przyjechał lekarz. Pies miał 39,5 st. gorączki. Dostał Antybiotyk i kontynuację leków przeciwkaszlowych. W dalszym ciągu leczył psa na przeziębienie.

Terapia miała trwać tydzień. Przez 4 dni, 3 razy dziennie udawało mi się przemycać tabletki w jedzeniu. Z każdym dniem wyglądał jednak coraz słabiej. W piątym dniu pies odmówił przyjmowania zarówno tabletek jak i jedzenia. Chudł. Postanowiliśmy więc pojechać do zwierzęcego szpitala, by zasięgnąć konsultacji innych specjalistów. Podejrzewaliśmy, że jedzenie utkwiło mu w przełyku, bowiem kaszel podobny był do kaszlu przy wymiotach. Wydawało się nam, że psu coś zalega i chce to wykaszlać.
W szpitalu przerażona pani doktor powiedziała nam, że stan naszego pupila jest bardzo poważny. Mówiąc to cała się trzęsła. Pies miał gorączkę 40 st. Powiększone węzły chłonne  przy szyi i spadek masy ciała. Podejrzenie- chłoniak. Objawy te mogą być również powodem stanu zapalnego w organizmie dlatego podała zastrzyk przeciwbólowy, przepisała kolejny- mniejszy do połknięcia antybiotyk i zaleciła kremową dietę.  Wyznaczyła też termin na biopsję. Po pięciu dniach zjawiliśmy się na badaniu. Były to bardzo długie dni. Czas już dawno nie płyną mi tak wolno. Tysiące scenariuszy w głowie, szok, żal, smutek, rozpacz. Przecież on ma dopiero 3 lata. :-( Wiedzieliśmy, że ta rasa podatna jest na choroby, ale, że tak szybko?!! To nie może być prawda. On jest dla nas jak członek rodziny.


Tym razem na wizytę przyjął nas ordynator szpitala- miałam nadzieję, że tak wybitny lekarz zaprzeczy wcześniejszym podejrzeniom pani doktor. Niestety tak nie było. Węzły szyjne i na tylnych łapach były wielkości jaja kurzego, co w prawidłowym wyglądzie powinny być wielkości grochu. Jego mina nie napawała do radości.
Powiedział otwarcie: powiększone węzły chłonne i wątroba nie rokują najlepiej. To na pewno jest nowotwór- w jakim stopniu zaawansowanym pokażą wyniki badań.  Od nich też zależy dalsze leczenie. Podał berniemu zastrzyk uspokajający.

Po krótkim spacerze pies "kołowatym" krokiem zasnął za środku sali. Lekarz wygolił mu łapę i miejsce powiększonych węzłów. Następnie pobrał krew i wymaz do badania. Pokazał nam również w czasie snu psa, gdzie znajdują się węzły i jak je badać- nauka na przyszłość. Następnie podał zastrzyk na wybudzenie. Pies własnymi siłami wyszedł z sali zabiegowej. By wejść do samochodu potrzebował naszej pomocy. Drogę do domu przespał. Wieczorem udało mi się wcisnąć w niego 4 saszetki karmy. 
Nie do wiary, że tak młody i pełen życia pies może mieć w sobie raka, który go zabija. Powinnam być teraz silna, by pomóc mojemu kochanemu pieskowi w chorobie, ja zaś widząc jak leży i dysze nie mogę powstrzymać się od płaczu. W Internecie przeczytałam o wszystkich metodach leczenia. Pojawiła się nadzieja. We wtorek dowiemy się co pan doktor zastosuje dla naszego psiunia. Dziś podałam mu tabletkę na poprawę apetytu. Czekam na rezultaty.
Berneński pies pasterski to najbardziej kochana i przyjazna szczególnie dzieciom rasa psów, jaką znam. Psy te mają w sobie duszę. Nikogo nie skrzywdzą. W naszym domu wspaniale "dogaduje" się z dorosłymi, dziećmi, kotem i królikami.







Nikogo nigdy nie ugryzł- nawet nie próbował. Rolę psa obronnego spełnia jedynie wyglądem. To bardzo kochany pies. Jest wiernym towarzyszem na spacerach, wyjazdach.


Towarzyszy mi w każdej metamorfozie. Nie raz można było dopatrzeć się na jego sierści farby ze świeżo pomalowanych ścian, płotu lub innych odnawianych przedmiotów.


Zrobimy wszystko, by jak najdłużej był z nami!!!